Opis forum
Administrator
a racja, nie zauważyłam że to ma byc poezja na 1 roku dało się ściągać:)
Offline
Użytkownik
Mysle ze w tym roku tez bedzie sie dalo :]
Offline
Użytkownik
ja jestem pelna nadziei. Wkulam Flisa. Kalisza nie dam rady. Licze na jego dobre serce:)
Offline
Polecam esej Cena sztuki z Martwej natury z wędzidłem.
Cena sztuki (z Martwej natury z wędzidłem)
• Początek eseju – jak rodzi się sztuka: w mrocznym, ciemnym, zakurzonym wnętrzu, w bałaganie i wśród „brzydkich” przedmiotów. A więc zero tajemniczości, uroku, piękna. Jest to scena z obrazu „Malarz w swojej pracowni”.
• XVII-wieczna Holandia - jest niezwykła ze względu na specjalną rangę, jaką w tym kraju miało wówczas malarstwo. Dzieła sztuki nie były zarezerwowane tylko dla bogatego mieszczaństwa, znajdowały się także w sklepach, na targach – były wszechobecne. Było to niezwykłe z punktu widzenia obcokrajowca. Wg niektórych badaczy biedniejsza część społeczeństwa kupowała obrazy, bo stanowiły one lokatę kapitału (można było je sprzedać z zyskiem), ale nie do końca tak było.
• Najciekawsze jest to, że ówczesne wyższe sfery holenderskie, choćby dynastia królewska, nie doceniała rodzimych twórców, nie obejmowała ich mecenatem. Wolała malarzy włoskich lub flamandzkich. Także Kościół, który tradycyjnie powinien utrzymywać związki z artystami, nie doceniał ich, a wnętrza kalwińskich świątyń były surowe.
• Zastanawiające jest więc, skąd taka mnogość utalentowanych malarzy w ówczesnej Holandii, skoro nie mogli oni liczyć na duże zyski ze swojej twórczości. Miłość do sztuki nie jest wystarczającym uzasadnieniem.
• XVII-wieczni holenderscy malarze pochodzili zazwyczaj z rodzin rzemieślniczych. Herbert stara się więc dociec, jak wyglądała przeciętnie sytuacja finansowa rodziny rzemieślniczej w tamtym czasie. Jest to trudne ze względu na nikłą ilość danych.
• Dzieła malarzy podlegały prawom rynku – popytowi i podaży. W przeciwieństwie do zarobków przeciętnego rzemieślnika, istnieje wiele danych na temat orientacyjnych cen dzieł sztuki. Podaż obrazów znacznie przewyższała popyt (setki pracowni w każdym mieście). Malarze ciągle czuli się więc zagrożeni ze względu na dużą konkurencję. Ponadto, nie istniała wówczas krytyka – doprowadzało to do sytuacji, że wybitny malarz zarabiał mniej niż przeciętniak.
• O wartości rynkowej obrazu przede wszystkim decydował temat (drugorzędne – renoma malarza, jego nazwisko). Najchętniej kupowano obrazy nazywane „historien” – kompozycje figuratywne (najczęściej – scenki z Biblii, z mitologii, bohater i tłum). Ogólnie można to nazwać malarstwem historycznym. Znacznie mniej ceniono krajobrazy, sceny rodzajowe, martwe natury ALE mimo wszystko wówczas malowano wiele takich obrazów. Powodem była specjalizacja, wymuszana przez konkurencję. Malarz musiał być wierny swojemu rodzajowi, bo wtedy zapadał w pamięć nabywcy.
• Herbert próbuje się wczuć w dramatyczną niekiedy sytuację malarzy. Często latami łudzili się, że ktoś zauważy ich talent. Często kończyło się na tym, że musieli wyprzedawać obrazy za bezcen, żeby przeżyć albo uratować się przed bankructwem. Obrazami płacono długi, regulowano rachunki u rzeźnika, mogły stanowić też wiano dla córki.
• Ówczesne obrazy miały status dzisiejszych akcji (a wg niektórych były wręcz zastępczym środkiem płatniczym) – ich kurs był zmienny, trudny do przewidzenia.
• Holendrzy byli skłonni bardzo dużo płacić za portrety, bo chcieli na nich po prostu idealnie wypaść.
• Problem kopii: były nauką malarstwa dla adeptów. Poza tym – artyści często kopiowali swoje najlepsze obrazy jeśli było zapotrzebowanie; ale zdarzały się też zwyczajne podróbki, oszustwa, bardzo wówczas powszechne.
• Herbert przytacza historię oszustwa, które zdawało się być majstersztykiem – pewien obrotny Holender zorganizował pracownię, która podrabiała masowo włoskie dzieła sztuki. Oszustwo wyszło na jaw po tym, jak podrobione obrazy trafiły na dwór królewski. Rozpętała się afera, właściciel manufaktury starał się o ekspertyzy, które zapobiegłyby jego kompromitacji. Werdykty były różne. Afera przybrała postać skandalu, szeroko komentowanego w artystycznym światku Holandii. Kompromitacja była nieunikniona – delikwent musiał wyjechać z kraju.
• Sztuka żywi artystów – ale jest karmicielką kapryśną, nieobliczalną – pisze Herbert.
• Malarze często musieli sobie dorabiać, np. malując kafelki, szyldy, ozdabiając powozy, okręty, itp. Innym sposobem na dorobienie było wykonywanie równolegle drugiego zawodu – wśród malarzy było wielu kucharzy, urzędników, handlarzy… Czasami artyści byli też najmowani np. przez dwory obcych państw, czy wyjeżdżali w podróż z kimś bogatym, kto życzył sobie, by malarz wykonał dla niego krajobraz itp.
• Herbert tłumaczy sens swojego eseju: Staraliśmy się spojrzeć na życie malarzy holenderskich XVII wieku od strony banalnej, mało efektownej.
• Jednocześnie Herbert tłumaczy, że nie ma zbyt wielu danych na temat życia XVII-wiecznych holenderskich badaczy – „należą oni do rasy artystów, którzy pozostawiają po sobie dzieła, a nie skargi i lamenty”. Wg Herberta można im zazdrościć, bo pomimo swoich licznych klęsk i niepowodzeń, byli powszechnie szanowani, ich rola była niekwestionowana. Nikomu wówczas nie przyszło do głowy pytanie: po co właściwie jest sztuka; świat bez obrazów był niepojęty. Współcześni artyści są ubodzy, skupiają się na własnej, „jałowej duszy” -> można tu dostrzec neoklasyczną tęsknotę za uniwersalnymi, nieindywidualnymi tematami-toposami. Poza tym holenderscy artyści odznaczali się pewną „naiwnością”, jakoby od tego, w jaki sposób odzwierciedlą rzeczywistość, zależał porządek świata. „Niech pochwalona będzie ta naiwność”.
Offline
Administrator
A ja natomiast nie polecam tego eseju, ale może komuś do egzaminu sie przyda:
Zbigniew Herbert „U Dorów” ze zbioru „Barbarzyńca w ogrodzie”
- współczesny hałas zagłusza piękno historii i sztuki, niesie zgubę – nie tylko możemy podzielić los mieszkańców Pompei nie zauważając nadchodzącego niebezpieczeństwa, ale zgubą równie, a może nawet bardziej dotkliwą będzie całkowite zagłuszenie, zniszczenie tego, co niosą ze sobą historia i sztuka, odcięcie się od korzeni naszej kultury
- porządek dorycki to najstarszy styl jaki ukształtował się w antycznej Grecji
- nie należy naśladować klasyków, ale trzeba umiejętnie i z umiarem z nich czerpać
- lekka nutka ironii
- opis miejsc przywołuje nastrój i atmosferę w nich panujących, przenosi czytelnika w opisywane miejsca
- swobodne łączenie wątków historycznych, kulturowych, literackich i filozoficznych, co daje pełny obraz, uświadamia odbiorcy związki między różnymi sferami życia, złożoność procesów
- streszczenie dziejów miasteczka Paestum na przestrzeni wieków, miasteczka zapomnianego w czasach nowożytnych (od XI wieku) aż do XVIII wieku, kiedy odkryto tam bardzo dobrze zachowane świątynie doryckie (Bazylikę, świątynię Posejdona/Hery, i świątynię Demeter)
- autor kontempluje piękno i historię świątyń, dokładnie opisuje, niemal analizuje każdy element architektoniczny, nawiązuje przy tym do historii, filozofii (Pitagoras, kwestie symetrii, piękna, harmonii), podkreśla związki sztuki Dorów z religią
- współcześni (zwłaszcza zwiedzający turyści) nie rozumieją, nie chcą a może nie potrafią (o zgrozo!) dostrzec ukrytych znaczeń, złożoności czynników kształtujących architekturę i kulturę Dorów
- Krótki wypad z autokaru nie daje pojęcia o tym, czym jest świątynia grecka. Trzeba spędzić wśród kolumn przynajmniej jeden dzień, aby zrozumieć życie kamieni wśród kolumn.”
Offline